Witam,
po zażyciu esencji „Serce” [kombinacja Heart] stałam się niczym... jeden z posągów Ramzesa II przed świątynią Abu Simbel. Napełnił mnie nieporuszony ogrom i spokój, antyczna mądrość, wielka neutralność. Posągi w Abu Simbel mają 20 metrów wysokości. I ja też się tak czuję, jakby moja dusza miała 20 metrów wysokości. To jest tak niesamowity, a zarazem tak prosty stan ducha, że mogłabym cały dzień leżeć na kanapie i rozkoszować się nim, przyglądać się mojemu własnemu Istnieniu.
Wraz z rozpoczęciem zażywania tej esencji zaczęło też we mnie wygasać pragnienie bycia kochaną i adorowaną w romantyczny, czy jakikolwiek inny sposób. Czuję się po prostu pełna, kompletna. Mam już w sobie całą miłość, jaka jest we wszechświecie. Kto da więcej?
Zaznaczam, że to nie jest euforia, ani ekstaza, ani szaleństwo. To jest błogość, cudowność bezruchu, ocean ciszy, zadowolenia bez powodu. W moim odczuciu jest to nieco szerszy, bardziej ugruntowany i uzasadniony spokój niż po zastosowaniu samych esencji Bacha czy Delfina. Jeśli Delfin sprawia, że stajesz się radosnym dzieckiem, tak Serce sprawia, że stajesz się mędrcem i jednocześnie wyrozumiałą matką.
Wszystko jest istotne, ale nic nie ma znaczenia. Dryfujesz gdzieś wysoko w powietrzu, jesteś sobie, obserwujesz – siebie, życie dookoła. Niczego ci nie potrzeba. Wszystko już masz, tu i teraz. Rozpuszcza się w tobie przywiązanie i utożsamienie. Reakcje i zachowania ludzi stają się nieistotne.
I co jeszcze ciekawe – czuję w sobie coś na kształt matczynego współczucia względem innych ludzi, zwierząt, przedmiotów, całego świata. Czuję się jak duch Matki Ziemi (!) przyglądający się swoim dzieciom na planecie i życzący im wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam serdecznie
Anna
(dodano: 23.11.2011)